Trudno się dyskutuje z uporem podpartym...
brakiem wiedzy... stąd moja odpowiedź w... moim stylu.
Żadnym jest argumentem bardzo mocno teoretyczna awaria normalnie zwartego przekaźnika w trakcie jazdy (a pochylcie się nad konstrukcją alarmów, to sami zobaczycie), kiedy
co dzień może się Wam w identycznych warunkach (czyli wyprzedzanie tira na II ciągłej) skończyć paliwo. I niech mi kto powie, jak szybko przełącza w tej sytuacji kranik.
Byłem w takiej sytuacji jak pisał Łopuch. Wyprzedzałem (sevenką) na kreskę i nagle się paliwo skończyło. Wyprzedzany autobus pojechał swoim torem, za nim inne auto a ja w końcu stoczyłem się na pobocze (zanim przekręciłem kranik i gaźniki się napełniły)... Czy to znaczy, że przestałem wyprzedzać? Tankować co 100km? Nie.
Wiemy jak to odcięcie działa, więc trudno o merytoryczny spór (to do Sztyla

a swoją drogą przeprowadź proszę dowód, że zawór na paliwie czyli jego odcięcie spowoduje inne niż przerwanie obwodu, objawy odczuwane przez kierowcę (złodzieja) motocykla

).
Mądrości, teorie i wiedza czerpana "z różnych forów"... Wiem, znam ją, np. motocykl z jedną tarczą skręca podczas hamowania...
Przekaźnikowi w centralce alarmu ufam bardziej niż czujnikowi na wale, czy pompie paliwa (ja mam takową). No ale ja jeżdżę motocyklami na łatanych oponach, prostowanych ramach, nieoryginalnych klockach, z immobiliserem, na paliwie z tesco i z własnoręcznie podpiętym odcięciem zapłonu z alarmu. W ten sposób dochodzę do mojego eod.
A ufacie elektronice która jest pod siodłem? Włącznikowi zapłonu? Stykom stacyjki? Łańcuchowi - że nie pęknie? etc... /pytania retoryczne/.
/Pozdrawiam/